wtorek, 1 czerwca 2010

Katecheza 9 - W sakramencie Bierzmowania poznajemy Ducha Świętego

1. W sakramencie Bierzmowania poznajemy Ducha Świętego
„Przyjmij znamię daru Ducha Świętego" — mówi biskup, udzielając sakramentu Bierzmowania. Trzecia Osoba Trójcy Świętej, Duch Święty, ogarnia nas wtedy swoją obecnością i przenika swoją mocą, chociaż Go nie widzimy. Duch Święty nigdy nie wcielił się tak jak Syn Boży, aby się ukazać w postaci człowieka. Pozostaje zawsze ukryty i niewidzialny, a przecież Jego działanie w naszym życiu jest ogromne, decydujące. Trzeba, żebyśmy o Nim wiedzieli coś więcej.
Ale jak można poznać kogoś niewidzialnego, kogoś, kto się nie odzywa do nas słyszalnym głosem, jak Chrystus przemawiający w Ewangelii? Jezus Chrystus przez swoje Wcielenie stał się dla nas bliski i poznawalny. „Boga nikt nigdy nie widział — pisze święty Jan Ewange­lista — ale Jednorodzony Syn, który jest w łonie Ojca, On nam oznajmił" (por. J 1,18). W Chrystusie Bóg stał się człowiekiem. Niewidzialny Bóg w Osobie Syna przyjął ludzkie ciało, żeby stać się dla nas widzialnym.
Patrząc na Chrystusa, apostołowie mogli zoba­czyć Boga. A jednak nawet wtedy, spotykając się z Bogiem wcielonym, nie wystarczyło zobaczyć Go tylko oczyma ciała. Także przy spotkaniu z Chrystusem naj­ważniejsze było to, co niewidzialne. Może najlepiej można to zauważyć w Chrystusowych cudach. Były one przecież dostępne ludzkiemu poznaniu. Trędowaci zo­stawali oczyszczeni, sparaliżowani zaczynali chodzić,  niewidomi odzyskiwali wzrok, nawet umarłych wskrze­szał Chrystus ponownie do życia ziemskiego. Te wyda­rzenia budziły wielką ciekawość, nawet sensację. Ludzie schodzili się tłumnie, chcąc skorzystać z nadzwyczajnego daru, jaki miał Chrystus, z daru uzdrawiania. Ale czy wszyscy rozumieli, co za tymi cudami się kryje? Czy zainteresowali się tym, co Chrystus chciał oznajmić, oczyszczając trędowatych z wrzodów albo wskrzeszając umarłych? Przecież Jemu nie chodziło tylko o ułatwienie i przedłużenie na kilka lat ziemskiego życia. Pan Jezus przynosił inne, niewidzialne dary, które miały być dla człowieka decydującym ocaleniem, wybawieniem, pełnią życia i radości, ale czy świadkowie cudów interesowali się tymi darami? Czy zapytywali Go o nowe życie? Okazuje się, że wielu odchodziło nasyconych wrażeniami i nawet nie zadawało sobie trudu, żeby pomyśleć, co to wszystko znaczy. A właśnie to, co niewidzialne, jest najważniejsze: to, co daje się poznać tylko przez zastanowienie się i wniknięcie myślą i wiarą w wydarzenia zewnętrzne.
Przypomnijmy, co podają Ewangelie o Przemie­nieniu Pana Jezusa. Apostołowie, którzy znali swego Mistrza na co dzień, byli zachwyceni wspaniałością chwały, w jakiej Go zobaczyli. Ten na co dzień zwyczajny człowiek objawił się im jaśniejący. Było to dla nich coś fascynującego, chcieli tam pozostać, poczuli się ponad miarę szczęśliwi w obecności Chrystusa, który ukazał im swoją wewnętrzną tajemnicę ukrytego Bóstwa. Ale Przemienienie szybko się skończyło. Jezus potem zaczął im tłumaczyć, że chwałę zmartwychwstania można osiągnąć wtedy, kiedy wypełni się wiernie trudy życia, cierpienia i śmierci. To jednakże było dla nich trudne do pojęcia. Jak mogli zrozumieć tę tajemnicę? Otóż Pan Jezus powtarzał nieraz, że poznanie tajemnicy niewi­dzialnej możliwe jest tylko wtedy, gdy nastąpi wewnętrzna przemiana człowieka. Potrzebne jest przemie­nienie serca. Potrzebne jest nawrócenie.
W jaki sposób może nastąpić nawrócenie? Jezus mówił po prostu: „Nikt nie może przyjść do mnie, jeżeli mój Ojciec go nie pociągnie" (por. J 6,44). A Świętemu Piotrowi, który w przebłysku oświecenia rozpoznał w Nim Boga i zawołał: „Ty jesteś Mesjasz, Syn Boży!" — Pan Jezus odpowiedział: „Jesteś błogosławiony, bo nie swoimi cielesnymi oczami dojrzałeś tę tajemnicę, to mój Ojciec ci ją objawił" (por. Mt 16,6n).
Nawrócenie człowieka to skutek niewidzialnej łaski, to jest właśnie działanie Ducha Świętego, którego Ojciec posyła do naszych serc, aby nas wewnętrznie pouczył.
Przed laty, jeszcze przed pierwszą wojną świa­tową, znany pisarz holenderski, Pierre Van Der Meer, stanął na rozdrożu. Z jednej strony kusiło go życie pełne wrażeń i przyjemności, a z drugiej strony jakiś głos we­wnętrzny mówił mu, że to wszystko jest bez sensu, że życie ludzkie musi mieć cel głębszy niż tylko używanie przy­jemności z dnia na dzień. Początkowo nie umiał się zwró­cić wprost do Kościoła, bo modne wtedy publikacje gło­siły, że Kościół jest instytucją wsteczną, zacofaną, przebrzmiałą, że nie ma nic do powiedzenia w dwudzie­stym wieku. Wyśmiewano klerykalizm, wyśmiewano pobożność. Ale Pierre Van Der Meer, poszukując roz­wiązania swoich problemów, ośmielił się wreszcie zajrzeć do jednego z klasztorów. I tam zaintrygował go widok mężczyzn w habitach, starych i młodych, którzy wstawali wczesnym rankiem, jeszcze w ciemnościach nocy, i dłu­go, długo się modlili. Co oni robią? — zastanawiał się pisarz. Odpowiedź oficjalna, głoszona przez prasę, była bardzo prosta: To jest średniowieczne dziwactwo. Ale myślącemu człowiekowi nie wystarczyły takie powierzchowne, lekceważące opinie. Pisarz zaczął się za­stanawiać: ku czemu oni dążą? Co to znaczy, że człowiek całymi latami, we dnie i w nocy, wysiłkiem pracy i sku­pienia czegoś poszukuje. Przecież nie szuka w pustce. Przecież znajduje pokój i mądrość, i radość duchową. Przecież zwraca się ku czemuś, co istnieje. I tak, po­przez widzialne znaki modlitwy podejmowanej przez zakonników, Van Der Meer zaczął dostrzegać tajemni­cę Boga.
Później miał okazję w Rzymie uczestniczyć w uro­czystej Mszy świętej odprawianej przez papieża. I znowu zadał sobie to pytanie: — No dobrze, widzę obrzędy, tłum ludzi, słyszę śpiewy, ale przecież coś to wszystko znaczy; jaka tajemnica ukryta jest za tą widzialną rze­czywistością? I tak krok po kroku, rozmyślając i zasta­nawiając się, dostrzegł płytkość tych odpowiedzi, które lekceważąco mówiły o religii. Dostrzegł, że tutaj jest dro­gowskaz do tajemnicy ludzkiego przeznaczenia, że tutaj, właśnie w Kościele, poprzez znaki widzialne można roz­poznać niewidzialnego Boga. I zaczęła się droga jego nawrócenia. Dopiero wtedy, jako człowiek dorosły, przy­jął Chrzest. Razem z żoną zaczęli prowadzić życie pogłę­bionej modlitwy. Ich jedyny syn został kapłanem. Po­tem, po latach, gdy zmarła jego żona, a także gdy przeżył śmierć syna, jako stary już człowiek zgłosił się do klaszto­ru, do tego samego, w którym kiedyś po raz pierwszy oglądał modlących się zakonników, aby już do śmierci im towarzyszyć. Aby tam, w skupieniu, szukać ostatecznej odpowiedzi na pytanie o sens życia.
Ale nie tylko przed laty, bo także i obecnie do­strzegamy wewnętrzne działania Boga, który pociąga ludzi, aby poznali Jego tajemnicę.
Niedawno zjawił się w Warszawie człowiek z dalekiego miasta na Syberii, pracownik naukowy, który przybył tu nie w interesach i nie w związku ze swoją pracą. Przybył po to, żeby studiować katechizm. Całe godziny spędzał na rozmowie z mądrą zakonnicą, prowa­dzącą katechizację, żeby poznać prawdę Ewangelii. „Siostro — mówił — tam, gdzie ja muszę wracać, w promieniu setek kilometrów nie ma żadnego kapłana i żadnej świątyni. Tam nie ma ani katolickiego, ani prawosławnego duchownego. A ja poznałem Chrystusa, przyjąłem Chrzest — i chcę się dzielić tym bogactwem, które poznałem, z moimi braćmi. A do tego muszę się dobrze przygotować. Proszę mi wytłumaczyć: i tę sprawę, i tamto zagadnienie, i ten sakrament — ja to wszystko muszę dokładnie wiedzieć, bo później będą mnie pytali, żebym mógł innym wyjaśnić, na czym polega religia, jaka jest prawda o Bogu i jakie są jej zastosowania w życiu".
Taką gorliwością napełnia Duch Święty ludzi, którym objawia tajemnicę Boga niewidzialnego.
Duch Święty, którego otrzymujemy w sakramen­cie Bierzmowania, jest Osobą Boską. Bóg objawia się w Osobie Ojca wtedy, gdy stwarza świat i okazuje dobroć ludziom, których obdarza życiem. Bóg objawia się w Osobie Syna, gdy jednoczy się z nami przez Wcielenie i chce nam dać udział w swoimi dziedzictwie, w życiu wiecznym. I Bóg objawia się w osobie Ducha Świętego wtedy, gdy działa w naszych sercach, działa w sposób niewidzialny.
Okazuje się, że z tych trzech Osób najtrudniej jest nam poznać Ducha Świętego. Najmniej o Nim wiemy. Podczas gdy Boga Ojca, jako Stworzyciela, poznajemy pośrednio poprzez Jego dzieła, a Syna Bożego mogli ludzie zobaczyć, ponieważ stał się człowiekiem, to Ducha Świętego nie widać, chociaż jest On bliski człowiekowi i daje znać o sobie, bo działa wewnątrz człowieka, w jego umyśle i w jego sercu. Otóż Osobę Ducha Świętego rozpoznajemy najwyraźniej w głosie naszego sumienia, kiedy w głębi serca zjawia się przekonanie, że coś jest dobre i słuszne, że to powinienem uczynić, a coś innego złe i niegodne — i tego czynić nie wolno.
Można stąd wnioskować, że ci, którzy przywią­zują wagę tylko do rzeczy zewnętrznych, którzy są prze­jęci wartościami cielesnymi i materialnymi, którym zależy tylko na tym, co widać na zewnątrz, Ducha Świę­tego nie mogą rozpoznać i nie wiedzą, kim On jest.
Żeby poznać Boską Osobę Ducha Świętego, trzeba wniknąć w swoje serce, słuchać sumienia, zastanowić się nad tym, co jest niewidzialne, a jednakże — jak mówi święty Paweł — „trwa wiecznie" (2 Kor 4,18).
Apostołowie pierwsi doświadczyli wewnętrznego działania Ducha Świętego i poznali, jak ono jest skute­czne. Przebywali przedtem z Chrystusem przez dłuższy czas, widzieli Go i oglądali Jego cuda, mogli zastanawiać się nad Jego słowami. Poznawali tajemnicę Boga przez Osobę Syna, który stał się człowiekiem. A przecież, kiedy przyszła próba wiary — przestraszyli się Jego śmierci. Uciekli przerażeni, nie rozumiejąc, co się dzieje, mimo że Chrystus mówił im o tym wiele razy.
Kiedy trzeciego dnia zobaczyli Go zmartwychwstałego, zawstydziło ich to, że tacy byli niewierni, że nic nie pojęli. Przekonali się wtedy, że Chrystus mówił prawdę, ale w tej prawdzie trudno jest wytrwać. Jak to wszystko zastosować w życiu, kiedy serce człowieka jest takie słabe? Nie wystarczy tylko poznać, wiedzieć, uwie­rzyć — trzeba mieć wewnętrzną siłę do wypełniania tego czynem.
Wtedy nabrały dla nich znaczenia słowa, które Pan Jezus wypowiedział w czasie Ostatniej Wieczerzy, że chociaż odchodzi, to nie zostawi ich samych, bo poprosi Ojca, żeby im dał „innego Pocieszyciela". Mówił do nich:  „Będę prosił Ojca, a innego Pocieszyciela da wam, aby z wami był na zawsze — Ducha Prawdy, którego świat przyjąć nie może, ponieważ Go nie widzi ani nie zna. Ale wy Go znacie, ponieważ u was przebywa i w was będzie" (J 14,6n). A zatem dzieło Chrystusa ma być dalej prowa­dzone przez niewidzialnego Ducha Świętego, który dzia­ła wewnątrz człowieka.
Kiedy więc Chrystus pożegnał się z apostołami, wstąpił do nieba i już Go więcej nie oglądali, zapamiętali, że mają pozostać w Jerozolimie i modlić się, czekając na obiecaną „moc z wysokości" (por. Łk 24,49). Musieli trwać na modlitwie, to znaczy ograniczyć zwykłe zajęcia i kontakty z ludźmi, a skupić się na słowach Psalmów, którymi wielbili Boga i wzywali Jego zmiłowania, Jego pomocy. Musieli niejako wejść w siebie, uświadomić sobie swoją słabość i otworzyć serca i umysły na działanie obiecanego Pocieszyciela.
Po dziewięciu dniach modlitwy, w dniu Pięćdzie­siątnicy, zstąpił na nich Duch Święty. Wtedy stało się z nimi coś dziwnego. Przemienili się całkowicie, stali się inni. Moc Boża zaczęła działać w ich sercach i chociaż Chrystusa już obok siebie nie widzieli, byli tak pewni i odważni w głoszeniu Jego Ewangelii, że bez lęku szli nawet na śmierć.
Apostołowie pamiętali o swoich doświadczeniach, gdy zaczęli głosić Chrystusa i udzielać Chrztu w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego. Wiedzieli, że Chrzest duchowo jakby zanurza człowieka w śmierci Chrystusa i wprowadza w nowe życie, podobnie jak oni doświadczyli męki i śmierci Zbawiciela, a potem przeżyli Jego Zmar­twychwstanie. Ale pamiętali też, że Chrystus nie tylko w czasie Ostatniej Wieczerzy zapowiedział im przyjście Ducha Świętego, który pozostanie w nich i który ich wszystkiego nauczy. Tę obietnicę Chrystus dawał już wcześniej: mówił, że wszyscy wierzący w Niego otrzy­mają Ducha Świętego, który obdarzy ich nowym życiem (por. J 7,39).
Właśnie dla wypełnienia tej obietnicy apostołowie troszczyli się o to, żeby wszystkim ochrzczonym przeka­zać dar, jaki oni otrzymali, dar Ducha Świętego, który ich, już wierzących w Chrystusa, wewnętrznie przemienił i umocnił. Czytamy w Dziejach Apostolskich, że po udzieleniu sakramentu Chrztu, który był przekazaniem mocy Chrystusa zmartwychwstałego, apostołowie wkła­dali ręce na nowo ochrzczonych, aby mogli oni otrzymać Ducha Świętego (por. Dz 18,17). Gest położenia rąk na głowie oznaczał pokorne wypełnianie polecenia Chrystu­sa: Oto otrzymaliśmy dar, który nie od nas pochodzi, jest nam dany, wzięliśmy go niejako w nasze ręce i przekazuje­my go dalej, aby działał, umacniał i przemieniał serca. Tak bowiem obiecał Chrystus Zbawiciel: „Nie zostawię was sierotami (...) Duch Święty, którego Ojciec pośle w moim imieniu, On was wszystkiego nauczy i przypomni wam wszystko, co ja wam powiedziałem" (J 14,18.26).
Znak wkładania rąk stosowano odtąd w Kościele katolickim zawsze po udzieleniu sakramentu Chrztu. Początkowo, kiedy Chrztu udzielał biskup, następca apo­stołów, każdy z nowo ochrzczonych stawał przed nim powtórnie, aby otrzymać od niego dar Ducha Świętego. Dla uwydatnienia bogactwa tego daru zaczęto używać oliwy. Biskup maczał rękę w poświęconej oliwie i dotykał głowy nowo ochrzczonego. Miało to oznaczać, że dar Ducha Świętego jest duchowym namaszczeniem czło­wieka. Namaszczenie zaś oznacza obdarzenie jakąś wła­dzą, jakąś godnością. Namaszczano przecież królów, na­maszczano kapłanów. W ten sposób chrześcijanie chcieli wyrazić swoją wiarę w bogactwo łaski, którą przynosi Pocieszyciel — Duch Święty. I tak się ten obrzęd zachował aż do naszych czasów. Dzisiaj, kiedy biskup udziela Bierzmowania, także macza palec w oliwie po­święconej w Wielki Czwartek. Wypowiada przy tym słowa, które przypominają tamten wielki dar otrzymany przez apostołów: „Przyjmij znamię daru Ducha Świę­tego". To znaczy, że Duch Święty będzie darem Boga dla ciebie, aby cię prowadził i umacniał.
Z biegiem czasu, kiedy coraz częściej udzielano Chrztu także w dalszych okolicach, gdzie kontakt z bis­kupem był utrudniony, ustalono, że nowo ochrzczeni przynajmniej raz w życiu powinni spotkać się z bisku­pem, aby od niego otrzymać sakrament Bierzmowania. Tak tłumaczy ten zwyczaj święty Hieronim (przy końcu IV wieku), gdy pisze, że Chrzest można otrzymać od każdego człowieka, bo każdy może ochrzcić w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego — ale trzeba, żeby każdy ochrzczony zobaczył chociaż raz widzialny znak jedności Kościoła w osobie biskupa, następcy apostołów. Dlatego ma się zgłosić do pasterza chrześcijańskiej społeczności i od niego otrzymać znak utwierdzenia w wierze.
Żeby podkreślić jedność kapłaństwa, Kościół pozwala biskupowi dobrać sobie do pomocy przy Bierzmowaniu także kapłanów i im polecić również udzielanie tego sakramentu. W ten sposób razem z biskupem mogą bierzmować i kapłani. Władzę Bierzmowania ma kapłan również wtedy, kiedy spotka się z człowiekiem umierają­cym i dowie się, że nie był on bierzmowany. Wtedy nie trzeba szukać biskupa. Każdy kapłan udzielający sakra­mentów człowiekowi choremu w niebezpieczeństwie śmierci ma prawo udzielić mu również Bierzmowania, żeby ten chrześcijanin mógł otrzymać pełnię utrwalającej w wierze łaski, której do tej pory jeszcze nie otrzymał.
Chrzest i Bierzmowanie stanowią podstawowe wyposażenie każdego chrześcijanina. Chrzest jest nowym narodzeniem mocą Chrystusa zmartwychwstałego, na­rodzeniem do życia z Bogiem Ojcem, Synem i Duchem Świętym. Bierzmowanie jest utrwaleniem w wierze, jest nowym poznaniem Boga przez niewidzialne działanie trzeciej Osoby Boskiej — Ducha Świętego. Duch Boży przychodzi wprawdzie niewidzialnie, ale Jego dzieła w ludziach są najwspanialsze.
Także o Chrystusie, który żył na ziemi jako czło­wiek, pisze święty Łukasz, że był On pełen Ducha Świę­tego i działał Jego mocą (por. Łk 4,1.14). W słowach i czynach Jezusa ujawniła się ukryta Boża moc, którą On posiadał jako Syn Boży — moc działania Ducha Świę­tego. Jak bowiem powiedział Chrystus — On „z mojego weźmie i wam objawi. Wszystko, co ma Ojciec, jest moje. Dlatego powiedziałem, że z mojego weźmie" (J 16,14n). W ten sposób mówił Pan Jezus o tajemnicy Trójcy Świę­tej, tajemnicy Boga jedynego, w którym Ojciec, Syn i Duch Święty żyją w nieustannej miłości, obdarzając siebie nawzajem pełnią swojego Bóstwa.
Aby lepiej, głębiej zrozumieć tajemnicę Ducha Świętego, trzeba zwrócić się do Najświętszej Maryi Panny, która pierwsza stała się Jego Oblubienicą. Została przez Niego otoczona miłością i obdarzona łaską macie­rzyństwa Bożego. Wielka tajemnica Wcielenia, tajemnica Boga, który stał się człowiekiem, dokonała się w Maryi mocą Ducha Świętego. „Duch Święty zstąpi na Ciebie" — powiedział Jej Archanioł Gabriel, gdy zapytała: „Jak się to stanie?" Toteż Najświętsza Maryja Panna, rodząc światu Zbawiciela, a więc poznając bezpośrednio Syna Bożego, który przez Nią przyszedł na świat, jednocześnie poznała bezpośrednio Osobę Ducha Świętego. Poznała tajemnicę tej Osoby, która nie ukazuje się w postaci cielesnej, ale daje znać o sobie, o swojej obecności naj­wspanialszymi dziełami Bożej mocy i Bożego miłosierdzia. Duch Święty daje się poznać poprzez tajemnicze, cudowne przemiany, jakich dokonuje w ludzkim sercu, a także przez zewnętrzne dzieła, którymi ubogaca dzia­łalność Kościoła na ziemi.


autor tekstu: ks. Andrzej Santorski

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz