środa, 23 czerwca 2010

Katecheza 16 - Bierzmowanie zobowiązuje do budowania Królestwa Bożego na ziemi

8. Bierzmowanie zobowiązuje do budowania Królestwa Bożego na ziemi
W sakramencie Bierzmowania otrzymujemy łas­kę Ducha Świętego, która wewnętrznie jednoczy nas z Bogiem. Bierzmowanie daje też zdolność do świadczenia o wierze wobec innych, przynosi nam łaski charyzmaty­czne, dzięki którym możemy pomagać innym ludziom do poznania Boga i do zbawienia. Trzeba jednak zapytać na zakończenie: jakie to ma znaczenie dla naszego doczes­nego życia? Czy nasze codzienne starania o chleb po­wszedni stają się jakieś inne przez to, że Duch Święty oświeca nas w sakramencie Bierzmowania? Albo czy ma jakieś znaczenie dla pracy zawodowej fakt, że pracujący otrzymali Ducha Świętego? Co Bierzmowanie wnosi w życie rodzinne? Albo w życie polityczne, gdzie partie wciąż walczą o władzę?
Nasze życie na ziemi jest życiem doczesnym, przemijającym. Ale przykazania Boże, wskazujące drogę do życia wiecznego, dotyczą przecież postępowania człowieka na co dzień. Także Jezus Chrystus, Syn Boży, który stał się człowiekiem, wszedł w życie doczesne i we wszystkie jego trudy, aby dać nam wzór doskonałego wypełniania zwykłych ludzkich zadań i obowiązków. Chrześcijanin oświecony łaską Ducha Świętego ma też jakieś zadania do wypełnienia w każdej dziedzinie życia.
W każdej zaś dziedzinie jesteśmy powiązani z innymi ludźmi: w życiu rodzinnym, w zakładzie pracy, w 
dziedzinie polityki czy w twórczości kulturalnej. Wszę­dzie tam Jezus Chrystus jest dla nas wzorem postępowa­nia, zatem wiara w Niego nie może być dla nas sprawą tylko wewnętrzną, prywatną.
O prywatności religii często słyszeliśmy w cza­sach panowania komunizmu. Chodziło oczywiście o to, aby utrwalić w nas przekonanie, że w dziedzinie polityki, gospodarki, życia społecznego — ludzie wierzący nie mają nic do powiedzenia. Że Kościół, wiara, religia — nie mają żadnego znaczenia dla życia publicznego. Może się nawet komuś wydawało, iż tak należy rozumieć słowa Pana Jezusa: „Królestwo moje nie jest z tego świata" (J 18,36). Bo czyż to nie znaczy, że religia powinna być sprawą prywatną? Przy tym jeszcze przekonywano, że dzięki odsunięciu religii na margines życie publiczne będzie przebiegało na zasadzie swobodnego wyboru, człowiek nie będzie skrępowany żadnymi przymusami.
Okazało się w sposób bardzo bolesny, że to nie­prawda. W życiu publicznym, gospodarczym, polity­cznym zawsze ktoś narzuca swoją wolę, przymusza, wywiera wpływ, usiłuje rządzić. Czyni to albo przemocą, albo propagandą i reklamą; często mąci w głowach, po­sługując się nawet kłamstwem, żeby tylko zapanować nad ludźmi. Eliminowanie wpływu religii, zagłuszanie nauki Kościoła — miało przyczynić się do całkowitego opano­wania wszystkich dziedzin życia ludzkiego przez tych, którzy stosowali przemoc i chcieli siłą wprowadzać swoje szalone dążenia polityczne.
Królestwo Chrystusa nie jest z tego świata, ale jest na tym świecie. Pan Jezus modlił się podczas Ostatniej Wieczerzy do Boga Ojca za swoich uczniów: — „Ja nie proszę, żebyś ich zabrał z tego świata, ale proszę, żebyś ich uświęcił w prawdzie" (por. J 17,15—19). Ten świat, ze wszystkimi przejawami ludzkiego życia, jest terenem 
pracy dla wierzących w Chrystusa, aby go kształtowali według Chrystusowych zasad, aby budowali początki Królestwa Bożego na ziemi.
Dzisiaj bardzo modny jest zarzut klerykalizmu. Ile razy chrześcijanie chcą wypowiedzieć swoje zdanie na temat Chrystusowych zasad urządzania życia społe­cznego, zaraz straszy się klerykalizmem. Ta nazwa ma wywołać wrażenie, że to tylko klerowi, duchownym, zależy na przestrzeganiu chrześcijańskich zasad życia. Czy to miałoby znaczyć, iż chrześcijanie świeccy nie troszczą się o Ewangelię i chcieliby żyć po pogańsku? To chyba obrażające dla tych, którzy wierzą w Chrystusa i potrafią wiele wycierpieć za wierność Jego przyka­zaniom.
Owa rzekoma walka z klerykalizmem oznacza najczęściej żądanie swobody działania dla tych, którzy chcą realizować swoje pomysły niezgodne z prawami moralnymi, chcą wprowadzać zasady postępowania, któ­rych celem będzie korzyść materialna albo ludzka wygoda, a nie duchowy rozwój człowieka.
Jest jakimś smutnym nonsensem to, że po latach prowadzenia gwałtownej i zaborczej ateizacji młodzieży, kiedy religia była ośmieszana i komuniści robili wszystko, żeby młode pokolenie nie miało religijnego wychowania, powrót katechizacji do szkół, umożliwienie młodzieży i dzieciom poznania nauki Chrystusa na terenie szkoły — okrzyczano jako zaborczy program klerykalizacji życia społecznego. Odczuliśmy przecież dotkliwie, jak wyglą­da życie organizowane bez zasad chrześcijańskich w kra­ju, gdzie rządzi przemoc, kłamstwo i ideologia niena­wiści. Kościół katolicki okazał się jedyną siłą broniącą skutecznie prawdy i godności człowieka. W nowych układach, kiedy głosi się program liberalizacji życia społecznego, działalność Kościoła jest tym bardziej 
potrzebna. Chodzi o to, by wprowadzanie liberalizmu nie oznaczało całkowitego odrzucenia zasad moralnych, walki o korzyść materialną za wszelką cenę, obrony tylko własnych interesów, bez liczenia się z dobrem drugiego człowieka. Taka swoboda działania doprowadza do za­grożeń, do krzywdzenia słabszych, do lęku wszystkich przed wszystkimi. Jest to samowola, którą nazywa się wolnością — i to jest wielkie kłamstwo, bo wolność może istnieć tylko wtedy, kiedy człowiek czuje się bezpieczny.
W swojej adhortacji Christifideles laici, skiero­wanej w 1988 roku do świeckich katolików, Ojciec Święty Jan Paweł II pisze o odpowiedzialności wierzących świeckich za kształtowanie dzisiejszego świata i społe­czeństwa. Świeccy chrześcijanie nie mogą na przykład rezygnować z udziału w polityce, czyli sprawowaniu władzy prawodawczej i wykonawczej, która służyć ma wspólnemu dobru. Potrzeba tutaj jednak — pisze Ojciec Święty — wiele odwagi, bo przecież często ludzi zajmu­jących się polityką oskarża się bez żadnych podstaw o to, że robią karierę i że za wszelką cenę dążą do władzy. Zarzuca się im egoizm i korupcję; dość rozpowszech­niony jest bowiem pogląd, że polityka musi być terenem działalności niemoralnej, gdyż opiera się na przemocy i kłamstwie.
Kościół na Soborze Watykańskim II ogłasza, że „uznaje za godną pochwały i szacunku pracę tych, którzy (...) poświęcają swoje siły dobru państwa", podejmując się trudnego obowiązku służenia swoim bliźnim (por. KDK 75). A papież Jan Paweł II przypomina: „Podsta­wowym kryterium polityki uprawianej na rzecz osoby i społeczeństwa jest dążenie do wspólnego dobra jako dobra wszystkich ludzi i całego człowieka" (ChL 42).
Dobro wszystkich ludzi jest zagwarantowane, gdy szanuje się godność człowieka niezależnie od jego 
pochodzenia czy jego poglądów, nawet wtedy, gdy trzeba mu wykazać jego błędy albo przewinienia. Dobro całego człowieka jest realizowane wtedy, gdy się dba nie tylko o jego potrzeby materialne, ale też o rozwój duchowy, o wzrastanie w poczuciu odpowiedzialności za siebie i za innych. Ale kierowanie się tymi wartościami w dziedzinie politycznej jest nadzwyczaj trudne. Dziedzina polityki — gdzie ogromną rolę odgrywa walka o władzę — stwa­rza wiele pokus. Tak często dla zdobycia władzy lub utrzymania jej można posłużyć się przemocą lub kłam­stwem. Tak łatwo jest posługiwać się przekupstwem, tak często zdarza się okazja do wykorzystania dóbr publi­cznych dla osobistego wzbogacenia się. Katolicy angażu­jący się w działalność polityczną mają bardzo trudne zadanie wprowadzania w tę dziedzinę zasad sprawiedli­wości i kierowania się we wszystkich działaniach posza­nowaniem praw moralnych. Jak trudno jest na przykład przestrzegać zasady, że władza publiczna jest służbą, a nie źródłem korzyści osobistych; że ten, kto obejmuje jakiś urząd, musi być uczciwy w dążeniu do wspólnego dobra,, choćby nawet jemu samemu przynosiło to jakieś straty.
Chrześcijanin, który chce wprowadzać zasady Chrystusowe w stosunki międzyludzkie, naraża się z re­guły na przykrości i prześladowania. W obronie praw osoby ludzkiej — jak pisze Jan Paweł II — musi się nieraz przeciwstawić naciskom władzy ekonomicznej, niesprawiedliwemu systemowi politycznemu, czy agre­sywności środków społecznego przekazu. Musi walczyć o godność człowieka, o zachowanie praw moralnych w dzi­siejszym świecie, o to, by człowiek nie był sprowadzany do roli przedmiotu, którym można się posługiwać.
Opowiadał przed kilku laty polski misjonarz, pra­cujący w krajach Ameryki Południowej, jakie znaczenie 
polityczne miała jego działalność czysto duszpasterska. Poświęcał czas i siły na katechizację, na przygotowanie ludzi do uczestniczenia w sakramentach świętych. Wiele jego energii pochłaniało budowanie kościołów i organi­zowanie życia liturgicznego. Ale ta jego praca misyjna napotykała wciąż na sprzeciwy i była zwalczana z róż­nych stron. Dlaczego? W tym kraju rządy sprawowała grupa ludzi bogatych, dla których najważniejszym celem był zysk materialny, stąd cała gospodarka nastawiona była głównie na eksploatowanie ludzkiej siły roboczej, na ograniczanie zarobków robotników, byle tylko produkcja była jak najtańsza i zyski jak największe. Z drugiej strony istniała tam ukryta opozycja o charakterze lewicowym, komunistycznym, która usiłowała podburzyć ludzi do buntu, rewolucji, obalenia przemocą ustroju kapitalisty­cznego. Oczywiście ich program zakładał wprowadzenie komunizmu na wzór sowiecki.
Otóż działalność misjonarza była solą w oku dla jednych i dla drugich. Ponieważ uczył on prawd wiary, uczył katechizmu, więc robotnicy, wychowani po chrześ­cijańsku, coraz lepiej zdawali sobie sprawę z tego, jakie prawa ma osoba ludzka, jakie zasady sprawiedliwości głosi Kościół, i coraz śmielej przeciwstawiali się wyzy­skowi i nieszanowaniu ich praw. Władze obwiniały o to misjonarzy i starały się, jak tylko mogły, przeszkodzić im w dalszej działalności. Bo uczenie ludzi chrześcijańskich zasad życia powodowało, że odnajdywali oni swoją god­ność, poznawali swoje prawa i nie dawali się tak wyzy­skiwać.
Ale z drugiej strony istniała przecież owa opozy­cja komunistyczna. Dla niej również misjonarz był przeszkodą, ponieważ mówił o wolności osoby ludzkiej, o tym, że każdy człowiek jest odpowiedzialny za to, co czyni, i nie może wierzyć kłamliwym hasłom propagandy. 


Otóż metodą doprowadzenia ludzi do rewolucji społe­cznej było uczynienie z nich bezimiennej masy, owego sławnego „proletariatu", który wierzy bezkrytycznie w hasła głoszone przez wszechwładną partię i wykonuje posłusznie zalecenia przywódców. Tamci przywódcy służyli wtedy interesom imperium sowieckiego. Nic dziwnego, że działalność misjonarza była dla komuni­stów również przeszkodą i prześladowali go przy każdej okazji. Jeżeli bowiem ktoś został wychowany po chrześci­jańsku, znał zasady sprawiedliwości i miłości wzajemnej, to nie dał się naciągać na hasła rewolucyjne, na dążenie do krwawego przewrotu, żeby wprowadzić w kraju rządy partii komunistycznej.
I tak okazywało się, że jednym i drugim przeszka­dza Chrystus. Tym, którzy stosują wyzysk materialny, przeszkadza, ponieważ każe szanować prawa człowieka. Tym, którzy datą do uzyskania dyktatorskiej władzy, Chrystus również przeszkadza, bo uczy ludzi wolności, odpowiedzialności osobistej, uczy wprowadzaniu ładu społecznego na zasadzie poszanowania prawa, uczy przebaczania nieprzyjaciołom. To się rewolucjonistom nie podoba.
Ostatnio zwrócono uwagę, że przeciwko naucza­niu Ojca Świętego o sprawiedliwości społecznej wystę­powali nie tylko komuniści, którym papież zarzucał poniżanie człowieka, krzywdy i prześladowanie religii. Przeciwko nauczaniu papieża występują również przed­stawiciele krajów zachodnich, którzy chcą opierać życie gospodarcze na nieskrępowanym dążeniu do zysku, na wykorzystywaniu słabszych narodów przez silniejsze. Ojciec Święty odważnie przypomina, że społeczeństwo oparte na takich zasadach pełne jest krzywdy i niespra­wiedliwości, że świat kapitalistyczny także potrzebuje przemiany moralnej. 
Kilka lat temu spotkałem w jednym z krajów Zachodu polską lekarkę, która miała tamtejsze obywatel­stwo — i była cenionym w tamtym środowisku naukow­cem. Odbywała się wtedy w parlamencie, podobnie jak u nas, debata nad przestrzeganiem zasad moralnych w pracy służby zdrowia. Jakie normy przyjąć, gdy chodzi o eksperymentowanie na ludzkim organizmie? Jakie prawa wprowadzić dla ochrony życia dzieci nie narodzo­nych? Ta lekarka opowiadała, jak trudne zadanie przy­padło jej w udziale, gdy jako naukowiec brała udział w pracy komisji parlamentarnej, która miała przygotować odpowiednie wnioski dla posłów. Ile tam było manipula­cji i nacisków z różnych stron! Jak trudno znaleźć kogoś, kto naprawdę i bezinteresownie troszczyłby się o spra­wiedliwość, o dobro człowieka. Największą presję wywierali przedsiębiorcy, którzy chcieliby człowieka uczynić przedmiotem handlu. Firmy farmaceutyczne gotowe były zapłacić każdą sumę naukowcom, żeby tylko dostarczyli argumentów przemawiających za zabijaniem dzieci poczętych, bo z ciał tych dzieci można wytwarzać środki lecznicze i kosmetyczne. Poszukujący sławy bada­cze żądali prawa do zajmowania się eksperymentami medycznymi bez poszanowania godności człowieka. Co więc może uczynić chrześcijanka, uczestnicząca w pra­cach komisji? Musi wykazywać się wysokimi kwalifika­cjami naukowymi, mieć ogromną wiedzę, aby szanowano jej argumenty, gdy chce przekonać członków komisji, że we wszystkich dziedzinach życia prawa człowieka do życia, bezpieczeństwa i godności muszą być zachowane. Inaczej grozi nam powrót barbarzyństwa.
Taką właśnie rolę ma odgrywać wyznawca Chry­stusa we wszystkich dziedzinach, w jakich wypada mu pracować. Ma bronić praw osoby ludzkiej i zasad spra­wiedliwości, ale powinien to czynić jako fachowiec,
kompetentny w danej dziedzinie. Podkreśla to Sobór Watykański II, że właśnie dzięki kompetencji i umiejęt­nościom chrześcijanie mogą przyczyniać się do tego, aby wszelkie urządzenia wytworzone przez ludzką pracę, technikę i cywilizację służyły dobru człowieka. Żeby roz­dzielane były sprawiedliwie i przyczyniały się do postępu i wolności. Jeżeli gdzieś są takie układy, które skłaniają do grzechu, to trzeba je zmieniać. Żadna działalność ludzka nie może być wyjęta spod praw ustanowionych przez Boga. Każda dziedzina życia ma swoje prawa, które trzeba znać i stosować, ale też w każdej dziedzinie naj­wyższą normą jest prawo prawdy i miłości, dzięki któ­remu ten świat może się stać bezpieczną ojczyzną ludzi (por. KK 36).
Szczególnym zadaniem chrześcijanina jest zde­cydowane przeciwstawianie się aktom przemocy, niena­wiści i zemsty. Tylko pojednanie, naprawienie krzywd i wybaczenie sobie wszelkich uraz — może doprowadzić do pokoju na świecie, do dobrego rozwoju wzajemnych stosunków. Wiemy, ile pracy i starania włożył Ojciec Święty w załagodzenie konfliktów między Polakami i Ukraińcami, między Litwinami i Polakami. Ta powolna, cierpliwa praca nad wprowadzaniem zgody przynosi stopniowo rezultaty także polityczne. To jest budowanie Królestwa Bożego na ziemi nie przez prowadzenie takiej czy innej dyplomacji, ale po prostu przez przypominanie ludziom zasad chrześcijańskiej miłości, przebaczania, poszanowania wzajemnych praw.
Wczytujemy się w homilie Ojca Świętego wygło­szone w 1991 roku w czasie jego ostatniej pielgrzymki do ojczyzny. Ile razy papież wzywa tam chrześcijan, świa­domych wyznawców Chrystusa, do pracy, by uzdrawiali stosunki międzyludzkie, by wprowadzali zasady chrześci­jańskie w życie codzienne. Nie jest to zadanie łatwe, ale
jest możliwe do wypełnienia. W czasach, kiedy słyszy się na każdym kroku narzekania na interesowność i niedbal­stwo w różnych dziedzinach życia, przecież można spot­kać takich ludzi, którzy po prostu uczciwie, po chrześci­jańsku — z miłością wypełniają swój obowiązek i organi­zują wokół siebie jakby nowy świat. Świat ładu, życzli­wości i wzajemnej pomocy.
W tym samym czasie, gdy ciemnota i egoizm prowadzą ludzi do nienawiści i powodują, że w lęku o własną skórę rzucają się z kijami na bliźnich potrzebują­cych pomocy — znajdują się tacy, którzy dają świa­dectwo chrześcijańskiej troski o człowieka. Młodzi chłopcy przygotowujący się do kapłaństwa idą odważnie odwiedzać chorych na AIDS, aby ich uchronić od rozpa­czy, aby im okazać życzliwość i szacunek, aby pomóc im w odnalezieniu sensu życia. Lekarz — wybitny specjalista — razem z ekipą pielęgniarek spokojnie operuje w szpi­talu pacjenta zarażonego wirusem HIV. Otacza go tros­kliwą opieką i stwierdza, że człowiekowi należy się życzliwa pomoc, niezależnie od tego, w jakim znajduje się stanie.
Tak bywa w najtrudniejszych sytuacjach, gdy wypełnienie chrześcijańskiego obowiązku zdaje się wymagać bohaterstwa. Ale przecież na co dzień zdarzają się sytuacje prostsze. Wszystko jedno, czy jest się leka­rzem, czy pielęgniarką, nauczycielem czy urzędniczką załatwiającą interesantów, sprzedawczynią czy robotni­kiem w fabryce — jeżeli jesteśmy wezwani do świadcze­nia o nauce Chrystusa, to naszym zadaniem jest zawsze upominanie się o prawdę, bronienie przed krzywdą, sta­wianie na pierwszym miejscu dobra człowieka, a nie materialnego zysku. Podstawowym zaś warunkiem jest okazywanie życzliwego zrozumienia każdemu bli­źniemu, zwłaszcza temu, który w tym momencie jest dla nas w jakiś sposób przykry.
Takie wprowadzanie zasad bezinteresownej miłości i prawdy w stosunki międzyludzkie Sobór Waty­kański II nazywa królowaniem, czyli panowaniem chrześcijanina nad światem. To panowanie nie polega na stosowaniu przemocy czy siły, ale na opanowaniu namiętności i doprowadzaniu otaczającego nas świata do ładu, który ukazał Chrystus.


autor: ks. Andrzej Santorski
   

Katecheza 15 - W sakramencie Bierzmowania Duch Święty obdarza nas charyzmatami

7. W sakramencie Bierzmowania Duch Święty obdarza nas charyzmatami
Mówiąc o różnych duchowych darach otrzymy­wanych przez sakrament Bierzmowania, zwróciliśmy uwagę na sławne siedem darów Ducha Świętego, które zapowiadał prorok Izajasz. Trzeba teraz powiedzieć coś o darach charyzmatycznych, którymi również Duch Święty nas obdarza.
Co to są dary charyzmatyczne? Tego słowa używa się czasem w życiu świeckim, kiedy na przykład mówimy o jakimś przywódcy politycznym, że posiada charyzmat albo że korzysta z charyzmy. Chcemy przez to powie­dzieć, że ten człowiek ma szczególną zdolność wpływania na innych ludzi. Że potrafi tak do nich przemawiać, iż chętnie go słuchają i chętnie mu się podporządkowują.
Oczywiście chodzi tu o zdolności naturalne, ludz­kie. One dotyczą działania w świecie doczesnym, dotyczą spraw społecznych lub politycznych, ale zawsze chodzi tu o wywieranie wpływu na innych ludzi.
Duch Święty obdarza nas charyzmatami w sensie nadprzyrodzonym. Co to znaczy, że są to dary nadprzy­rodzone? To znaczy, że dotyczą one nie zadań doczes­nych człowieka,na przykład organizacji pracy albo dążeń politycznych; dary nadprzyrodzone dotyczą naszego zbawienia, naszego zjednoczenia z Bogiem. Wszystkie dary nadprzyrodzone mają na celu to, żebyśmy mogli dojść do pełnego poznania Boga i do zjednoczenia z Nim — nie tylko teraz, przez wiarę, modlitwę i miłość, ale i kiedyś w wieczności, gdy staniemy się w pełni uczestni­kami Boskiej natury (por. 2 P 1,4).


W tym dążeniu do zbawienia, do ostatecznego zjednoczenia się z Bogiem — jedni drugim pomagamy, według darów i zdolności, jakich Pan Bóg nam udzielił. Każdy z nas zawdzięcza bardzo wiele innym ludziom. Kto nauczył nas modlitwy? Może matka, gdyż umiała pokazać nam Boga jako dobrego Ojca, któremu możemy zaufać. Każdy może coś o tym powiedzieć. Ktoś przy­pomina: — Uczył mnie religii w szkole ksiądz, który tak pięknie ukazał mi Chrystusa Pana, że musiałem w Niego uwierzyć i zapragnąłem zawsze być z Nim w przyjaźni. Ktoś inny powiada: — Na rekolekcjach usłyszałem kaza­nie, które mną wstrząsnęło i zrozumiałem, że muszę się nawrócić. Ktoś inny mówi: — Byłem załamany, spotka­łem człowieka, który okazał mi dobroć; to było krótkie spotkanie, ale takie zrobiło na mnie wrażenie, że odno­wiło we mnie zaufanie do Boga — i to pomogło mi przetrwać kryzys.
Można dodać wspomnienie z czasów wojny. W schronie, w czasie bombardowania, gdy padła niedaleko bomba, wszczął się krzyk i lament, groziła panika. I nagle spokojny głos jakiejś kobiety: — Pan Bóg jest nad nami. Módlmy się o to, żebyśmy ocaleli. I zaczęła głośno mówić — „Pod Twoją obronę". A było w jej głosie tyle dziwnej mocy, że ludzie się uciszyli, uspokoili. Wspólna modlitwa pozwoliła przełamać lęk. To się zda­rzyło pewnej nocy, a za kilka dni znów było bombardo­wanie. Ludzie zebrani w schronie oglądają się: — Gdzie jest ta pani? Gromadzą się bliżej niej: — Tutaj, przy pani, to jest jakoś bezpieczniej. I wszyscy byli spokojniejsi.
W różny sposób przejawiają się w ludziach nad­przyrodzone dary charyzmatyczne. Są to uzdolnienia i umiejętności, które pozwalają człowiekowi wpłynąć na innych, ale nie po to, żeby ich sobie podporządkować albo jakoś wykorzystać. Charyzmaty nadprzyrodzone
pozwalają wpłynąć na drugich po to, żeby ich zbliżyć do Boga. Żeby ich napełnić wiarą, ufnością. Żeby im pomóc przezwyciężyć jakieś trudności czy pokusy.
Cały Kościół, ogromna wspólnota ludzi wierzą­cych, jest społecznością obdarzoną darami charyzmaty­cznymi bardzo obficie. Takim wielkim darem charyzma­tycznym, z którego wszyscy korzystamy — jest przecież posługa kapłańska. Każdy kapłan, dzięki mocy udzielo­nej przez Ducha Świętego, może w każdej chwili udzielić rozgrzeszenia, a więc uwolnić człowieka od udręki prze­winień i pojednać z Bogiem. Każdy kapłan otrzymał też charyzmat sprawowania Eucharystii — może dla społe­czności wiernych uobecniać Ofiarę Chrystusa na ołtarzu i karmić innych Ciałem Chrystusa — Komunią świętą. Charyzmat kapłaństwa — to jest jeden z wielkich stałych charyzmatów danych Kościołowi, aby wybrani przez Chrystusa szafarze, wciąż na nowo przekazywali ludziom dar łaski.
Takim stałym charyzmatem danym przez Ducha Świętego Kościołowi — jest charyzmat nieomylnego nauczania. Dzięki niemu biskupi zgromadzeni w jed­ności z Ojcem Świętym na soborze czy też w łączności z papieżem nauczający w swoich diecezjach — wciąż przekazują od wieków tę samą Ewangelię, nie zmienioną i zgodną z nauczaniem Chrystusa. Tyle zjawiło się w ciągu wieków wątpliwości, rozmaitych poglądów, róż­nych prób przeinaczania tego, czego nauczał Chrystus — a jednak patrząc na historię głoszenia Ewangelii, musimy powiedzieć: — Kościół po dwóch tysiącach lat broni tej samej prawdy, tych samych zasad, tych samych przyka­zań, które objawił Chrystus. Chociaż czasy się zmieniają, chociaż powstają nowe trudności — to jednak ta sama prawda Boża wciąż jest w Kościele przekazywana i wy­jaśniana. Jest to bardzo cenny charyzmat, z którego
wszyscy korzystamy, bo dzięki niemu trwamy w nauce Chrystusa.
Święty Paweł pisał kiedyś w pierwszym Liście do Koryntian, że Duch Święty obdarza wierzących chrześ­cijan różnymi charyzmatami, zależnie od aktualnych potrzeb. Zależnie od bieżących trudności znajdują się ludzie, którzy otrzymują od Boga szczególny dar ratowa­nia innych.
Możemy śmiało powiedzieć, że takim charyzma-tykiem dla narodu polskiego był Prymas Tysiąclecia kar­dynał Stefan Wyszyński. Mówiliśmy o tym, w jaki spo­sób w jego duszy rozwijały się dary Ducha Świętego. Te dary, które sprawiały, że on sam był osobiście poddany Bogu i posłuszny Jego natchnieniom. Ale przecież Pry­mas Wyszyński otrzymał także dary charyzmatyczne, to znaczy takie dary, którymi wpływał na innych ludzi: krzepił serca, umacniał wiarę, wskazywał drogę postę­powania — i to zarówno tym, którzy byli szczerze wie­rzący, jak i tym, którzy stali dalej od Kościoła. Jego charyzmat pasterza i nauczyciela pozwolił mu służyć owocnie całemu narodowi. Jest to najcenniejszy Boży dar dla Kościoła, jeżeli człowiek jest jednocześnie i uświę­cony przez siedem darów Ducha Świętego — i obda­rzony charyzmatami. Takimi ludźmi świętymi — a zara­zem charyzmatykami — byli znani święci duszpasterze i wychowawcy. Taki był święty Jan Bosko — człowiek głębokiej modlitwy i wielkiego umartwienia, a jedno­cześnie posiadający dar wpływania na innych i kształto­wania dusz młodzieży. Takim charyzmatykiem był święty proboszcz Jan Yianney — który prowadził życie ogromnych umartwień, pełne wyrzeczenia i pokuty, a jednocześnie miał od Boga nadzwyczajny dar spogląda­nia w ludzkie sumienia, rozwiązywania wątpliwości, wskazywania drogi do nawrócenia.
Ale Pan Jezus powiedział rzecz bardzo dziwną i zastanawiającą. Powiedział mianowicie, że charyzma­tyczne dary pomagania innym mogą mieć także ludzie, którzy wcale osobiście nie okażą się tacy święci i dosko­nali, żeby innym dawać dobry przykład. Wiemy, że kap­łan, rozgrzeszając przekazuje skutecznie łaskę Bożą nawet wtedy, kiedy sam nie jest wierny Panu Bogu. że być człowiekiem grzesznym, a jednak charyzmat, jaki otrzymał, pozwala mu rozgrzeszyć i pojednać z Bogiem każdego człowieka, który tego potrzebuje.
Pan Jezus stwierdził, że nawet wielki dar czynie­nia cudów i panowania nad złymi duchami może otrzy­mać człowiek, który wcale nie okaże się godny. Czytamy te słowa w Ewangelii świętego Mateusza: — „W owym dniu — w dniu sądu — będzie wielu takich, którzy mi powiedzą, że w moje imię wypędzali złe duchy i czynili cuda, i że w moje imię nauczali — a ja im będę musiał powiedzieć, że ich odrzucam od siebie, bo czynili nie­prawość" (por. Mt 7,22n). Bardzo to dziwne ostrzeżenie. To znaczy, że posiadanie darów nadprzyrodzonych, któ­rymi potrafimy służyć innym — wcale jeszcze nie ozna­cza, że sami zbliżamy się do Boga i że stajemy się święci. Dlatego każdy kapłan, który rozgrzesza i poucza o Bogu — musi sam osobiście bardzo się starać, żeby być wier­nym Panu Jezusowi. Podobnie i święty Paweł pisze w pierwszym Liście do Koryntian: — „Muszę swoje ciało brać w niewolę i umartwiać, bo przepowiadam innym, ale żebym sam nie został uznany za niezdatnego" (por. l Kor 9,27).
Jak może się to objawić w życiu człowieka obda­rzonego charyzmatem? Kiedyś, przed laty, jeden z biskupów, biorący udział w pielgrzymce, powiedział w swojej konferencji do pątników, że wspaniałym charyz­matem, jaki otrzymaliśmy od Boga, jest piosenka reli
gijna. To jest rzeczywiście wielki dar od Ducha Świętego. Człowiek z gitarą nie tylko może śpiewać dla rozrywki, ale otrzymuje szczególną umiejętność przybliżania Boga ludziom. Piosenka religijna budzi wiarę, umacnia na­dzieję, uczy na nowo Ewangelii. Przecież mówimy, że to jest „Ewangelia w piosence".
Otóż zwrócenie uwagi na ten charyzmat przypo­mina dramatyczną historię pierwszego głosiciela „Ewan­gelii w piosence", znanego we Francji zakonnika — pio­senkarza, ojca Aime Duval'a. Ojciec Duval był pier­wszym z tych, którzy śpiewając przy dźwięku gitary, mówili ludziom o Chrystusie. Czterdzieści lat temu była to we Francji zupełna nowość. Jego wystąpienia robiły ogromne wrażenie. Świat jakby na nowo rozpoznał Chrystusa w dźwiękach piosenki, mówiącej o Jego miłości i o Jego Odkupieniu. Ojciec Duval uczynił bardzo wiele dla obudzenia religijnego we Francji. A przecież ten człowiek przeżył osobistą tragedię. Jego działalność arty­styczna, ciągłe występowanie na koncertach spowodo­wały wyczerpanie nerwowe. Zbyt często potrzebował jakiejś podniety, żeby dać z siebie jak najwięcej na kon­cercie. Zaczął ulegać nałogowi pijaństwa. Człowiek, który przez całe lata tysiącom ludzi ukazywał Chrystusa — sam przeżywał straszny kryzys, wpadł w chorobę alkoholową, która groziła zupełnym zniszczeniem jego osobowości. Dzięki łasce Bożej oraz wyjątkowej pomocy ze strony współbraci — wyleczył się z tego. Opisał swój dramat w książce, którą później wydał, i która jest przy­pomnieniem, że posiadanie daru charyzmatycznego — możności pomagania innym, prowadzenia innych do Boga — nie zabezpiecza człowieka przed upadkami. Że człowiek, jak mówi święty Paweł — sam siebie musi opanowywać i przezwyciężać, żeby ukazując innym dobro — sam nie został zmarnowany i odrzucony.


Historia sławnego kapłana-piosenkarza ukazuje wielki problem darów charyzmatycznych. Przecież cho­dzi tu o dary Boże, o dary, które prowadzą ludzi do zbawienia. A jednak tego, który je posiada, nie zabezpie­czają przed grzechem i upadkiem.
Po to, żeby wytrwać w jedności z Bogiem, potrzeba innego daru. Trzeba korzystać gorliwie z łaski Bożej, z siedmiu darów Ducha Świętego, o których mówiliśmy wcześniej. Każdemu człowiekowi osobiście najbardziej potrzebne są wewnętrzne natchnienia i umoc­nienia, które go utrzymują w łączności z Bogiem i pozwa­lają mu stawać się coraz świętszym, coraz bliższym Bogu. Natomiast z pożytkiem dla innych ludzi są dary cha­ryzmatyczne, które mogą czynić wiele dobrego wokół, ale które dla człowieka nimi obdarzonego wcale nie są gwa­rancją jego świętości.
Jaki z tego wniosek? Otóż jeżeli spotykamy w życiu takich charyzmatyków, którzy swoim oddziaływa­niem zbliżają nas do Boga: czy to po kapłańsku rozgrze­szają i pouczają, czy to śpiewem przy gitarze ułatwiają nam drogę do modlitwy, czy też w jakiś inny sposób pomagają nam w rozwoju życia chrześcijańskiego — to za tych ludzi, którzy nam służą swoimi charyzmatami, my powinniśmy się bardzo modlić. Trzeba się modlić za kapłanów, trzeba się modlić za utalentowanych piosenkarzy, trzeby się modlić za tych, którzy mądrze nauczają i pokazują innym drogę do dobrego. Bo przecież oni sami muszą też dokonać wewnętrznego wysiłku, żeby się przemieniać na lepsze, żeby miłować Boga, i żeby zasłużyć na zbawienie. Dlatego — jeżeli usłyszymy na przykład kaznodzieję, który wspaniale mówi nam o Bogu i pobudza nas do wiary — nie musimy zaraz myśleć, że ten kaznodzieja, skoro tak skutecznie naucza, to sam na pewno jest bardzo święty i pobożny. Raczej trzeba  
uświadomić sobie, że w tym człowieku Pan Bóg umieścił swój dar charyzmatyczny: dar nauczania, dar przekony­wania. A my z troską myśląc o nim, mamy prosić Boga: Boże, który dałeś temu człowiekowi dar nawracania innych do Ciebie, udziel też jemu łaski i pomocy, żeby sam również się nawrócił i zawsze znajdował drogę do zjednoczenia z Tobą.
Trzeba się bardzo modlić za charyzmatyków — zwłaszcza za tych, z których pomocy korzystamy i przez których otrzymujemy od Boga tak wiele dobra.
W naszych czasach bardzo wiele dla pogłębienia i ożywienia życia religijnego czynią grupy odnowy cha­ryzmatycznej. Tak nazywa się ruch, który chce wykorzystać charyzmaty dane przez Ducha Świętego różnym ludziom, aby jedni drugim pomagali w modli­twie, w przezwyciężaniu różnych życiowych trudności, aby dodawali im otuchy. Na zebraniach grup odnowy charyzmatycznej wszyscy wspólnie się modlą, wiele śpiewają, przekazują sobie nawzajem dobre napomnienia i natchnienia, często wspólnie proszą Boga o uzdrowienie duchowe lub cielesne dla kogoś. I rzeczywiście są to okazje do korzystania z darów, jakimi Duch Święty obda­rza wielu ludzi. Ale pozostaje ten sam problem. Uczest­nicy grup charyzmatycznych muszą wciąż pamiętać
0 tym, że nie wystarczy korzystać z darów, które jedni
drugim przekazują. Nie wystarczy cieszyć się nimi i dzię­
kować za nie. Każdy musi podjąć wysiłek przezwycięża­
nia swego egoizmu, ofiarowania swoich trudności Bogu,
wybaczenia uraz. Każdy musi sam nad sobą pracować
pozbywać się wad. Aby korzystając z tych darów cha­
ryzmatycznych — nie zaniedbać swojego własnego
uświęcenia. Trzeba wytrwałej współpracy z łaską uczyn­
  kową i otwierania się na siedem darów Ducha Świętego,
żeby człowiek pomagając innym do zbawienia, sam rów­nież mógł coraz bardziej być z Bogiem zjednoczony.
Bardzo wyraźnie przedstawia tę sprawę święty Paweł w cytowanym już pierwszym Liście do Koryntian. Opisuje tam różne nadzwyczajne charyzmaty, które od początku spotykane były wśród chrześcijan. Mówi o cha­ryzmacie nauczania i udzielania dobrych rad, o charyz­macie czynienia cudów i o charyzmacie mówienia obcy­mi językami, przez co pociąga się innych ludzi do wiel­bienia Boga. Ale po tym wszystkim stwierdza, że te dary na niewiele się przydadzą — jeżeli człowiek osobiście nie upodobni się do Pana Jezusa. Powiada: „Wszystko to dobre, ale ja ukażę wam drogę doskonalszą". I zaczyna wtedy mówić o miłości.
Pamiętamy ten piękny trzynasty rozdział pier­wszego Listu do Koryntian: „Gdybym mówił językami ludzi i aniołów, a nie miałbym miłości, stałbym się jak brzmiące cymbały" (por. l Kor 13,1). Człowiek byłby więc wtedy jak instrument, który wydaje dźwięk, ale który nie ma ani rozumu, ani serca. „Gdybym też miał dar prorokowania": tu też jest mowa o wielkim charyz­macie, jakim jest możność mówienia w imieniu Boga i ogłaszania Jego postanowień. — „I gdybym znał wszyst­kie tajemnice i posiadał wszelką wiedzę": wspomniany jest charyzmat zrozumienia prawd Bożych, które można wyjaśnić innym. — „I miałbym wiarę taką, iżbym góry przenosił": święty Paweł mówi tu o charyzmacie czynie­nia cudów.
Otóż po wymienieniu tych wszystkich wspania­łych darów charyzmatycznych, które rzeczywiście mogą ludziom zaimponować i pomagają im znaleźć Boga, apo­stoł stwierdza: — „Gdybym przy tym wszystkim nie miał miłości — byłbym niczym". 
Cóż to jest ta miłość, o której pisze święty Paweł? Miłość — to jest przyjęcie całym sercem Chrystusowego Odkupienia i posłuszne poddanie się Jego wezwaniom. Miłość — to jest wyrzeczenie się siebie i wytrwanie w wierności Bogu. Miłość — to jest przebaczenie innym i gotowość do służenia bliźnim nawet wtedy, gdy czło­wiek nie ma z tego korzyści. Miłość — to zdolność do cieszenia się dobrem, które mają inni. Taki jest ten najważniejszy dar — uświęcający wewnętrznie czło­wieka i czyniący go bliskim Bogu. Dar cenniejszy od wszystkich charyzmatów.
Pamiętając o tym pierwszeństwie miłości — przecież rozumiemy, jak bardzo dary charyzmatyczne są ważne i potrzebne Kościołowi. Dzięki nim jedni drugim pomagamy w drodze do zbawienia. Tych darów udziela Duch Święty — tak, jak sam chce, zależnie od potrzeb Kościoła. Duch Święty budzi nauczycieli i cudotwórców, objawia przez proroków Boże tajemnice, daje talent piosenkarzom śpiewającym o Ewangelii. Duch Święty skłania serca rodziców, żeby uczyli swoje dzieci modlić się do Boga. A jest rzeczą dziwną, że nawet rodzice, którzy sami zaniedbują się w praktykach religijnych, mimo to potrafią nieraz swojemu dziecku pokazać drogę do spotkania z Bogiem.
Wszyscy otrzymujemy dary charyzmatyczne w sakramencie Bierzmowania. Każdy człowiek bierzmowa­ny — jest przez Ducha Świętego uzdolniony, aby poma­gał innym zbliżać się do Boga. Oczywiście musi też starać się o własne nawrócenie, ale trzeba, żeby również wyko­nał to zadanie, które ma do spełnienia w Kościele.
Jaki jest podstawowy charyzmat, który otrzymu­jemy w sakramencie Bierzmowania? Jest to charyzmat świadczenia o wierze. W jaki sposób mamy go wykorzy­stać? Najwięcej zależy od modlitwy. Tak jak apostołowie
modlili się przez dziewięć dni w Wieczerniku po to, by swoje serca przygotować na przyjęcie Ducha Świętego — i dzięki temu charyzmaty, które Duch Święty przyniósł, rozkwitły wielką energią w ich działalności misyjnej — tak też jest z każdym bierzmowanym. Jeżeli człowiek bierzmowany rozważa często prawdy, których nas na­uczył Chrystus — i prosi o siłę do wykonania Jego pole­cenia, by wszystkim ludziom głosić dobrą nowinę o mi­łości Boga — to taka medytacja ożywia charyzmat świadczenia o wierze i budzi pragnienie dzielenia się poznaną prawdą z innymi ludźmi.
Módlmy się więc do Ducha Świętego, byśmy umieli wykorzystać dary charyzmatyczne, od Niego otrzymane, dla dobra całej społeczności Kościoła.