środa, 23 czerwca 2010

Katecheza 12 - Bierzmowanie jest uczestniczeniem w darze Zielonych Świąt

4. Bierzmowanie jest uczestniczeniem w darze Zielonych Świąt
Każda niedziela jest przypomnieniem nie tylko Zmartwychwstania Pana Jezusa. Jest także przypomnie­niem Zesłania Ducha Świętego. Powiedzieliśmy już, że Zesłanie Ducha Świętego w niedzielę odbyło się właści­wie dwa razy. Pierwszy raz w niedzielę Zmartwychwsta­nia, kiedy Pan Jezus powiedział apostołom: — „Weźmij-cie Ducha Świętego! Którym odpuścicie grzechy, są im odpuszczone" (J 20,22 n.). Drugi raz w niedzielę Pięć­dziesiątnicy, w siedem tygodni później, kiedy Duch Święty zstąpił na apostołów w szumie wichru i w blasku ognia i napełnił ich serca odwagą do głoszenia Ewangelii.
Te dwa zesłania Ducha Świętego są wciąż w Koś­ciele aktualne. Wciąż można je dostrzec. Bo Duch Święty został Kościołowi dany na stałe, na każdy czas i na każdą epokę. Jeżeli pójdziemy w dzień świąteczny na Jasną Górę, to zobaczymy tam przed wałami, zgromadzony tłum ludzi, tysiące wiernych, którzy z zapałem śpiewają na cześć Boga, podnoszą ręce w modlitwie i wyznają swoją wiarę. Patrząc na ten tłum modlący się, czyż nie mamy wrażenia, że oto wciąż odbywa się Zesłanie Ducha Świętego, jak w dzień Pięćdziesiątnicy? Trwa bowiem głoszenie słowa Bożego publicznie, z zapałem i gorliwoś­cią, trwa uwielbienie Boga nie tylko w naszym języku, bo przecież przybywają tam pielgrzymi z różnych stron świata. Można więc powiedzieć, że ta uroczysta celebra Mszy świętej jest ciągłą aktualizacją Zesłania Ducha Świętego w dzień Pięćdziesiątnicy.


Ale przecież wystarczy przejść na drugą stronę, do wnętrza klasztoru — i cóż tam zobaczymy na zaple­czu? Stoją tam szeregi konfesjonałów, przy konfesjona­łach długie kolejki ludzi, kapłani słuchają spowiedzi i rozgrzeszają. Chociaż odbywa się to wszystko w ciszy, jakby w ukryciu, dokonują się tam największe cuda, może większe niż w tych pełnych zapału modlitwach przed wa­łami. Tam odbywa się wciąż na nowo to pierwsze Zesła­nie Ducha Świętego na odpuszczenie grzechów, tam dokonuje się wielka praca przemiany ludzkich serc, za­powiedziana przez Chrystusa w niedzielę Zmartwych­wstania: — „Weźmijcie Ducha Świętego! Którym od­puścicie grzechy, są im odpuszczone" (J 20,22).
To, co się dzieje w dzień świąteczny na Jasnej Górze, może być doskonałym obrazem tego, czym jest Zesłanie Ducha Świętego dla Kościoła, wciąż przez wieki prowadzącego swoją działalność apostolską.
Mówiliśmy już o działaniu Ducha Świętego na odpuszczenie grzechów, o tajemniczym przemienianiu ludzkich serc, które się wciąż na nowo dokonuje przez pokutę. Spróbujmy dzisiaj się zastanowić nad tym dru­gim Zesłaniem Ducha Świętego w dzień Pięćdziesiąt­nicy, które stało się początkiem misyjnej pracy Kościoła. Apostołowie wystąpili wtedy po raz pierwszy głosząc Ewangelię — i odtąd głoszenie Ewangelii jest nieustan­nym trudem uczniów Chrystusa. Kościół prowadzi ewangelizację, czyli — jak mówimy — „misję". Co właś­ciwie znaczy to słowo?
W grudniu 1990 roku Ojciec Święty Jan Paweł II wydał encyklikę Redemptoris missio, poświęconą posła­niu misyjnemu Kościoła. Papież wyjaśnia: Nasza religia, ma szczególny początek. Chrześcijaństwo nie zaczęło się od tego, że ludzie chcieli oddać cześć Bogu; albo że w ja­kichś trudnościach zaczęli wołać: Boże, jeżeli jesteś, to
poratuj nas. Owszem, tak bywa na świecie, że w ten sposób ludzie zwracają się do Boga — i wtedy powstaje jakaś religia. Niektórzy sądzą, że każda religia pochodzi z poczucia niewystarczalności, kiedy człowiek szuka u Boga ratunku, bo sam sobie nie może dać rady.
Jednakże religia chrześcijańska zaczęła się od Bożego posłania. To nie my zwróciliśmy się do Boga o pomoc, to On pierwszy nas umiłował i objawił się nam przez Jezusa Chrystusa. „Tak Bóg umiłował świat, że zesłał swego Syna, aby świat zbawić" (por. J 3,16n). W ten sposób ludzie dowiedzieli się, że Bóg jest ich ojcem. Syn Boży, który stał się człowiekiem, ulitował się nad grzesznymi ludźmi — i na miejsce grzechu, pychy, nienawiści — wprowadził swój dar pojednania i miłości. Zostawił nam modlitwę „Ojcze nasz", żebyśmy się nie lękali, żebyśmy wiedzieli, że możemy Bogu zaufać. Po­tem, gdy dokonał Odkupienia przez śmierć na krzyżu i Zmartwychwstanie, zesłał Ducha Świętego, niewi­dzialnego ale niezawodnego Przewodnika, żeby dzieło Odkupienia dalej prowadził. Nasza religia powstała więc z posłania Syna przez Ojca i z posłania Ducha Świętego, a Syn Boży w to posłanie włączył z kolei ludzi. „Jak Ojciec mnie posłał, tak i ja was posyłam (...) Weźmijcie Ducha Świętego!" (J 20,21 n). „Będziecie moimi świad­kami (...) aż po krańce ziemi" (Dz 1,8).
Religia chrześcijańska — pisze Ojciec Święty — zaczęła się od posłania Syna Bożego na świat, czyli od misji, oraz od posłania apostołów, a więc również od mi­sji. Kościół dalej musi tę misję rozszerzać, bo to należy do istoty religii objawionej przez Chrystusa.
Otrzymaliśmy wielki dar: prawdę daną od Boga z nieba. Jeżeli poznaliśmy tę prawdę, to rozumiemy, że musimy ją przekazywać, bo ona jest bardzo ludziom potrzebna. Dlaczego potrzebna? Mógłby ktoś powie
dzieć, że misje wydają się niekonieczne, bo przecież każdy w swojej religii może się zbawić. Każdy czci Boga po swojemu. Owszem — mówi Jan Paweł II — to prawda, że człowiek szukający szczerze Boga, może dojść do zbawienia nawet wtedy, gdy Chrystusa nie pozna. To jest możliwe. Ale za te wszystkie głupstwa, które może popełnić szukając Boga — my będziemy odpowiadali, jeżeli nie podzielimy się z nim darem prawdy, którą otrzymaliśmy od Chrystusa. Papież podkreśla to z wiel­kim naciskiem: Nie wystarczy poznać Boga tylko tak „w ogóle" i „jakoś" do Niego dążyć. Człowiek jest przez Chrystusa Pana wezwany do wejścia na drogę życia doskonalszego, na drogę poznania pełnej prawdy. Ma zostać uwolniony ze swoich grzechów i błędów. Chrześ­cijanie, jako posiadający ten dar, są odpowiedzialni za misję, czyli za to, żeby ten dar przekazywać innym.
Uznajemy działanie Ducha Świętego w sercach wszystkich ludzi, nawet pogan — pisze papież. Ale to działanie zawsze ich przygotowuje do poznania Ewange­lii. Ojciec Święty stwierdza zatem, że istnieje działanie Ducha Świętego w każdej religii, w każdej modlitwie, nawet wtedy, gdy modlą się ludzie nie znający Chrystusa. Jest to działanie wciąż tego samego Ducha. Duch Święty działa w Kościele i ten sam działa w sercach pogan. Ale to nie jest jakaś alternatywa, czyli możliwość wyboru. Nie można mówić, że albo się zbawisz przez religię chrześci­jańską, albo możesz się zbawić w innej religii, bo tam też Duch Święty działa. Nie można tak mówić, ponieważ Duch Święty działający w sercach ludzi i w dziejach narodów, także narodów pogańskich, i w różnych reli­giach — zawsze wzywa i przygotowuje do Ewangelii. Nie ma innego celu niż doprowadzić do Chrystusa, Słowa Wcielonego. A więc działanie Ducha Świętego w sercach pogan jest przygotowaniem na przyjęcie Ewangelii —
mówi papież. I tego powszechnego działania Ducha nie można oddzielać od tego, które jest w Kościele. Zawsze jest to ten sam Duch Święty, który daje życie Kościołowi
i który rozsiewa swe dary w ludziach innych społe­
czności. I każdą obecność Ducha należy przyjmować z
szacunkiem i z wdzięcznością.
Na końcu tych pouczeń mamy bardzo ważne stwierdzenie: rozpoznawanie Ducha działającego w ser­cach ludzi należy do Kościoła, któremu Chrystus dał w pełni Ducha Świętego, aby go prowadził do całej prawdy. A więc o tym, co w danej religii jest prawdziwe, to znaczy pochodzące od Boga, a co jest zafałszowane przez ludzi
potrafi rozstrzygać tylko Kościół. To jest jego zadanie
i w tym sensie znowu Kościół okazuje się konieczny.
Ponieważ tylko Kościół ma pełnię prawdy i może ocenić,
co w której religii jest zgodne z objawieniem, a co pocho­
dzi od ludzkich namiętności, które każdą religię mogą
zniekształcić i wypaczyć.
Jakie dobra wnosi religia chrześcijańska w życie ludzi, którzy wyznają inną religię? O tym można dowie­dzieć się ze wspomnień siostry zakonnej, która jako lekarka pracuje od lat w kraju muzułmańskim, w Paki­stanie (por. R. Pfau, Kiedy spotkasz swoją wielką miłość, Wrocław 1990). Jest to kraj, który ma swój ą religię i swoją kulturę, a jednocześnie bardzo potrzebuje Chry­stusa. Ponieważ siostra działa tam samotnie, organizuje leczenie trędowatych, pomocników musi znajdować na miejscu. Dobrała sobie zatem na pielęgniarzy sprytnych chłopaków z jakiejś wsi, chętnych do pomocy, których przyuczyła do wykonywania najprostszych zabiegów — i razem z nimi prowadzi punkt przyjmowania chorych; wyjeżdża także w odległe okolice w poszukiwaniu ludzi chorych na trąd. To są muzułmanie, wyznają swoją reli­gię. Siostra nie próbuje nawracać ich na chrześcijaństwo,
tylko po prostu pokazuje im chrześcijańską troskę o człowieka, stosunek do bliźniego zgodny z nakazami Chrystusa. Według miejscowych obyczajów ludzie ci w stosunkach z bliźnimi kierują się prawem odwetu i zemsty, jak to tam jest powszechnie przyjęte. Nie znają przykazania miłości nieprzyjaciół i przebaczania.
Zdarzyło się kiedyś, że siostra miała przy sobie Ewangelię napisaną w tamtejszym języku, którą czytała dla wprawy, po prostu, żeby się nauczyć języka. Któryś z chłopaków dorwał się do tej Ewangelii i zaczął czytać. Trafił akurat na Kazanie na Górze, gdzie Pan Jezus mówi
0  miłości nieprzyjaciół i odpłacaniu dobrem za zło.
W pewnym momencie zwraca się do siostry oburzony
1 mówi: — To siostra chce nas namówić na przyjęcie ta­
kiej doktryny? Siostra odpowiada na to: — Ja was nie
namawiam, po co bierzesz tę książkę? To jest moja książ­
ka, po co ją czytasz? Tamten chłopak odpowiada: — Bo
to jest coś niesamowitego, żeby takie zasady można było
głosić! Siostra zabrała mu książkę i pomyślała: „Bardzo
dobrze! Podenerwuj się troszkę, pomyśl, jak to jest z tą
Ewangelią."
Potem po paru miesiącach zdarzyło się, że poje­chali do wsi, z której ci chłopcy pochodzili, żeby tam zacząć akcję leczenia chorych. No i zaszło coś bardzo dziwnego. W czasie drogi jeden z chłopców nagle zwraca się do siostry niby z gniewem, ale trochę żartem: — Pro­szę siostry, co siostra zrobiła z moimi oczami? Siostra mnie zaczarowała! Ona spojrzała na niego ze zdziwie­niem: — O co ci chodzi? A on na to: — Bo ja pamiętam, jak tu jeździłem tyle razy tą drogą, to zawsze tak myśla­łem: O, tutaj można by było się ukryć, wystawić karabin i strzelać do ludzi. A tam — można by zrobić zasadzkę! A teraz jadę — i wcale nie myślę o zasadzkach, tylko wi­dzę na przykład ludzi, którzy idą z ciężkimi tobołami
i myślę, że trzeba im pomóc. Co siostra zrobiła z moimi oczami? Ja tą drogą jeździłem tyle razy i nigdy nie widzia­łem ludzi niosących ciężary, a teraz widzę!
W rezultacie zatrzymali się, mieli jeszcze wolne miejsce w samochodzie, kogoś wzięli, żeby go podwieźć. Ale ten chłopak był zdziwiony i trochę jakby zaniepoko­jony przez cały czas, co się z nim stało, że on świat widział inaczej, a teraz widzi inaczej.
To jest właśnie przenikanie nauki chrześcijańskiej do świadomości ludzi, którzy żyją jeszcze według starych zasad egoizmu i przemocy, ale już im zaczyna świtać coś nowego.
Inny chłopak powiada: — Proszę siostry, mam problem! Ja muszę uczestniczyć w krwawej zemście. — Na czym polega ta krwawa zemsta? — pyta siostra. — Ano na tym, że mój dziadek pobił dziadka mojego kolegi, za to syn pobitego postrzelił mojego ojca, to teraz ja powinienem napaść na mojego kolegę. Takie jest prawo odwetu i to do mnie teraz należy.
Siostra odpowiada: — To rzeczywiście poważna sprawa. Ale czy ty nie mógłbyś teraz tego łańcucha zemsty przerwać? — Jakże ja to mogę przerwać? — Zwyczajnie, idź i powiedz, że to już koniec z tą zemstą. — E, to chyba niemożliwe! Co by wszyscy powiedzieli?
Zastanawiał się długo, czy to możliwe, ale w końcu poszedł. Wraca zadowolony i mówi: — Udało się proszę siostry. Poszedłem do niego i powiedziałem: Ja powinie­nem teraz do ciebie strzelać, ale jeżeli masz do mnie jakąś pretensję, to mnie pobij teraz i będzie kwita. A on powie­dział: — Ja ciebie nie mam za co bić. To ja mu powie­działem, że wobec tego nie będę do niego strzelał i możemy zawrzeć ugodę. No i pojednaliśmy się.
Okazało się, że zemstę można było przerwać w prosty sposób, ale jemu dotąd do głowy nie przyszło, że
coś takiego jest możliwe. Wydawało się to takie oczywi­ste, że skoro jeden nabił drugiemu guza, to ten drugi musiał mu wybić zęby, a jego syn z kolei musiał to pomścić — i tak to szło dalej, z ojca na syna, z syna na wnuka. Prawo odwetu trzymało tych ludzi jakby w nie­woli.
Jezus Chrystus objawił w pełni prawdę o miło­sierdziu i przebaczeniu; prawdę, do której ludzie dążą jakby po ciemku, nieraz nawet sami nie wiedząc, jacy są biedni i ograniczeni. Uznając więc wartości istniejące w innych religiach, musimy sobie zdawać sprawę, jakim bogactwem jesteśmy obdarzeni. Jak wielkim dobrem jest poznanie religii objawionej przez Chrystusa.
Opowiada dziewczyna wychowana w Związku Radzieckim, całkowicie bez religii, co przeżyła, gdy zaczęła poszukiwać odpowiedzi na swoje problemy duchowe (por. T. Goryczewa, Mówić o Bogu to niebez­pieczne, Wrocław 1990). Nie znała chrześcijaństwa. Tra­fiła do głosicieli jakiejś religii wschodniej, którzy uczyli ją, w jaki sposób może osiągnąć skupienie i odnaleźć kon­takt z transcendentnym absolutem. Jedną z takich prak­tyk medytacyjnych jest powtarzanie „mantry", czyli jakiegoś słowa albo zdania, które pomaga się skoncen­trować i usunąć wszelkie myśli i wyobrażenia, aby skupić się na jednym tylko odczuciu, na obecności niewidzial­nego bóstwa.
Dziewczyna miała okazję posługiwać się róż­nymi mantrami i dzięki temu udawało się jej osiągnąć pewne stopnie medytacji.
Kiedyś trafiła do nauczyciela, który powiedział, że takie bardzo skuteczne mantry można też znaleźć w Ewangelii. I poradził jej, aby powtarzała: „Ojcze nasz, któryś jest w niebie" — tylko te parę słów. Zaczęła więc się skupiać nad tym zdaniem — i doznała niesamowi
tego wrażenia. Dochodząc, jak zwykle, do stanu wycisze­nia, poczuła nagle, że dzieje się z nią coś dziwnego, że spotyka jakąś rzeczywistość, która ją jakby ogarnia. Zro­zumiała, że to nie jest taka zwyczajna mantra, że ona tu zwraca się do kogoś, kto ją słucha — i to słucha z dobrocią. I uświadomiła sobie, że to jest wezwanie do jakiejś innej religijności, której do tej pory nie znała. Że tu nie chodzi tylko o wejście w siebie i zagłębianie się w odczucie jakiegoś bezosobowego absolutu, że tu jest moż­liwe spotkanie z kimś, kto miłuje i komu można zaufać. To był moment odnalezienia przez nią chrześcijaństwa. Odtąd już nie wystarczały jej wszystkie dotychczasowe sposoby medytacji, skoro odkryła tajemnicę, którą obja­wia Ewangelia. Rozpoznała Boga Ojca, który jest w nie­bie, Boga, który jest miłością i któremu można się powie­rzyć.
To wydarzenie ukazuje, co może wnieść religia chrześcijańska w przeżycia ludzi szukających Boga, mających autentyczne pragnienie religijności, ale nie znających prawdy objawionej, którą przyniósł Chrystus, mówiąc nam o Bogu Ojcu i o ogarniającej nas miłości. Objawiona rzeczywistość Boża zaczyna działać przez słowa Ewangelii, kiedy człowiek próbuje się nad nimi skupić i kiedy gotów jest podporządkować się tej rzeczy­wistości.
Dla ludzi nie znających Jezusa Chrystusa dziw­nym zjawiskiem jest życie w celibacie poświęcone Bogu. Owszem, praktykowanie bezżeństwa znane jest w róż­nych religiach, ale dziwi podejmowanie takiego życia z miłości do Chrystusa, któremu można ślubować wier­ność na całe życie, potem pracować dla Niego i znajdo­wać w tym radość. Na przykład dla wyznawców islamu jest to coś niezrozumiałego, bo w ich religii nie ma pojęcia bezinteresownej miłości. Już sama tajemnica
Wcielenia Boga jest dla nich trudna do przyjęcia, a tym bardziej dziwne wydaje im się stwierdzenie, że Bóg stał się człowiekiem z miłości do ludzi. Dlatego i zapewnie­nie, że można całe życie oddać z miłością Panu Jezusowi i radować się z tego, że jest się z Nim w łączności, wydaje się im czymś niepojętym. Przeciętny muzułmanin powie: — Miałbym radość, gdybym na przykład zastrzelił wroga; to by była satysfakcja! Ale jak radować się miłością do Chrystusa?
To jest dla wyznawców innych religii moment odkrycia czegoś nowego, do czego muszą nieraz długo dorastać. Dla każdego człowieka spotykającego się z Ewangelią tajemnica Wcielenia i pojęcie miłości bezinte­resownej, zwłaszcza miłości nieprzyjaciół, stanowią trudny próg wiary, przez który można przejść tylko z pomocą Bożej łaski.
Kościół podejmuje wciąż na nowo trud ewangeli­zacji, żeby ludzi poszukujących Boga doprowadzić do całej prawdy. Żeby wiedzieli o Bogu, który jest miłują­cym Ojcem, o Synu Bożym, który stał się człowiekiem, by oddać życie za grzeszników, i o prawie miłowania każdego człowieka. Dlatego — pisze Ojciec Święty — misje skierowane do narodów nie znających Ewangelii są wciąż aktualne. Te misje są naszym zadaniem, ponieważ są także wielką duchową potrzebą tych ludzi.
Oczywiście — mówi papież — misja nie ogranicza się do tego, że Kościół naucza i chrzci pogan. Przemiany społeczne i ogromne przemieszanie ludzi na świecie powodują, że chrześcijanie, niewierzący i ludzie wyzna­jący inne religie żyją blisko siebie w tych samych krajach. Jakie więc ma być zadanie Kościoła w takim kraju, gdzie ludzie są ochrzczeni, ale zupełnie zapomnieli o katechiz­mie, nie znają Ewangelii i żyją jak poganie? Przecież w takich krajach Kościół, wypełniając swoje zadania dusz
pasterskie, także musi prowadzić formalne misje. Jest to praca reewangelizacyjna, czyli przywracanie znajomości Ewangelii tam, gdzie ona została zapomniana.
Patrząc na różne wydarzenia w naszej ojczyźnie trzeba przyznać, że polski naród też potrzebuje reewan-gelizacji. Zauważamy, że wielu ludzi, przyznających się do wiary i nawet chodzących do Kościoła, na co dzień zapomina o zasadach miłości i sprawiedliwości. Wystar­czy choćby wspomnieć, jak to w różnych okolicach mieszkańcy osiedli wypędzali z nienawiścią spośród sie­bie bliźnich potrzebujących pomocy. Wiemy, co powie­dział Jezus — i każdy, kto czytał Ewangelie, zna dobrze te słowa: — „Co uczynicie jednemu z tych najmniejszych — mnie uczynicie" (por. Mt 25,40). Czy to nie Chrystus był wypędzony z tych miejscowości, w których ludzie protestowali przeciwko zaopiekowaniu się chorymi dziećmi?
Naród polski potrzebuje reewangelizacji. Potrze­buje na nowo uczyć się prawa miłości, uczciwości, posza­nowania człowieka, troski o potrzebujących, bo życie sta­je się zupełnie pogańskie, gdy zaczynają w nim rządzić prawa egoizmu, przemocy i materialnego zysku.
Sakrament Bierzmowania jest wezwaniem skie­rowanym przez Ducha Świętego do ochrzczonych, aby podejmowali trud dzielenia się wiarą z innymi ludźmi. Właśnie w sakramencie Bierzmowania zostajemy obda­rzeni światłem do rozumienia wiary i mocą do głoszenia Chrystusa naszym bliźnim. Dlatego sakrament Bierz­mowania wymaga od człowieka ponownego głębszego poznania wiary chrześcijańskiej. Tu nie wystarczy tylko katechizm. Przystępujący do Bierzmowania powinien uświadomić sobie: co Chrystus wnosi w moje życie? W jakiej mierze zasady Ewangelii kierują moim postępowa­niem i nadają sens mojej pracy? Wtedy będzie wiedział, jakim dobrem ma się dzielić ze swymi braćmi. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz